Czy nie powinno być tak, że dwoje ludzi poznaje się i zaprzyjaźnia, a gdy już wiedzą, że mogą sobie zaufać i mówią sobie absolutnie wszystko, wywalają z siebie wszystkie lęki, nadzieje i pragnienia - dopiero wtedy zakochują się w sobie? [s. 36]
Macie czasami tak, że przekręcając ostatnią stronę, chcielibyście przeczytać tę samą książkę jeszcze raz, a później jeszcze i jeszcze? Że żałujecie, że się skończyła, a zarazem uważacie, że jej zakończenie było tak i d e a l n e, że nie chcecie, by skończyła się inaczej? Może brzmi to trochę niejasno, wybaczcie, ale tak to jest, gdy pisze się recenzję zaraz po skończeniu książki :) Wtedy, gdy emocje są tak żywe, że nie sposób nad nimi zapanować. Nie mam pojęcia od czego mam zacząć... Tak wiele chciałabym Wam napisać, tak zachęcić do przeczytania, że aż brakuje mi słów. Mi, tej której się wydaje, że potrafi opisać wszystko, teraz zwyczajnie brakuje słów - tak, myślę, że to samo w sobie, powinno być już zupełną rekomendacją.
"Zabłądziłam" to opowieść o stracie i samotności. O traumie i o smutku tak wielkim, że aż zagłuszającym. Ale też o miłości. O przyjemności dotyku, o bliskości i o sztuce bycia kochanym. O pokonywaniu strachu i odczuwaniu prawa do szczęścia. To jedna z tych powieści, które wciągają, pochłaniają i do ostatniej strony nie pozwalają odejść. To powieść, która odciska trwały ślad na psychice czytelnika, która skłania do refleksji i nikogo nie pozostawi obojętnym.
Wiesz, czasem w życiu jest tak, ze trzeba skoczyć na głęboką wodę, bo jeżeli się stchórzy, to po prostu... może nie być drugiej szansy. [s. 194]
Szesnastoletnia Maja uparcie walczy z demonami przeszłości. Jest wyobcowana, samotna i cicha, ale też silna. Jednak wciąż dusi w sobie to, co się stało w jej rodzinie, gdy miała zaledwie 12 lat. To od tamtej pory tata ciągle ma czerwone oczy od płaczu i mama nie zachowuje się jak mama, a Kaja - starsza siostra Mai - cóż Kaja... Kai nie ma. Ten ból po stracie jest dla niej tak wielki, że aż nie do zniesienia. Jedną z dwóch rzeczy dających Mai prawdziwa ucieczkę są treningi, drugą - Alek. Maja zwróciła uwagę na Alka, gdy ten został przeniesiony do jej szkoły dwa lata temu. Sprawiał wrażenie wewnętrznie podobnego do niej, tyle że miał swój własny system istnienia - lubił zwracać na siebie uwagę. Rodzące się w niej czysto platoniczne uczucie do Alka, daje Mai nadzieję i sens otaczającej rzeczywistości. Jednak ta para, jak dotąd nie zamieniła ze sobą ani jednego zdania... Wkrótce jednak los da im szansę. Jak ją wykorzystają, i czy uda im się pokonać przeszłość i na nowo poskładać rozpadający się świat? Jak to jest ufać komuś i być blisko niego? Na te i inne pytania poszukajcie odpowiedzi w tej powieści, która odkrywa przed światem sekrety duszy współczesnego nastolatka.
Może ten opis nie wyszedł tak jakbym chciała. Może nie zobrazował w pełni tego, co tak naprawdę kryje się wewnątrz tej historii, ale nie chciałam zabrać Wam przyjemności z jej odkrywania. Ze scalania faktów ukrytych gdzieś między pomiędzy akapitami... Pomyślicie sobie pewnie, że to kolejna książka o rozterkach nastolatków, że jest płytka, taka banalna i że nic sobą nie wnosi - och jak bardzo się mylicie! To zupełnie nie jest tak - uwierzcie mi na słowo - dawno nie miałam w ręku książki z tak zaskakująco prawdziwymi opisami przeżyć i rozterek młodych ludzi. Kiedyś wiele bym dała za taką powieść... Za taki sposób kreślenia wewnętrznych obaw i duszących myśli; problemów wieku dojrzewania. Po tej lekturze czuję się jakby przejechał mnie ogromny emocjonalny walec... ale jestem również pewna, że gdybym czytała ją w wieku lat kilkunastu - odebrałabym ją znacznie, znacznie mocniej i nawet możliwe, że płakałabym przez większość rozdziałów.
"Zabłądziłam" to naprawdę piękna, zapierająca dech w piersiach opowieść o nadziei, prawdziwej miłości i uczeniu się siebie. I odniosę się teraz do tego, co możemy przeczytać na jednym z jej wewnętrznych skrzydełek: "To nie jest powieść, to jest jak zeszyt zostawiony po kimś" - i tak właśnie jest. Tak dokładnie jest. Główną narratorką jest Maja, to z jej punktu widzenia widzimy wszystkie wydarzenia. To jej rozterki przeżywamy i razem z nią podejmujemy decyzje. To z nią przechodzimy przez ten cały bolesny proces przez który przejść musi...
Całą książkę charakteryzuje dość prosty styl i krótkie zdania - nie przepadam za taką formą wypowiedzi, ale uwierzcie mi - "Zabłądziłam" w takiej wersji - jest dokładnie takie, jakie powinno być. To przede wszystkim mądra książka, która swoją wymową i tą niezwykle poruszającą historią, stawia ważne pytania dotyczące prawdziwych problemów, z jakimi na co dzień spotyka się większość współczesnych nastolatków. Wielkie dramaty, niełatwe nadzieje i nadmiar lęku, a także pierwsze wzajemne fascynacje i piękne chwile stanowią idealne tło naszego rodzimego Young/New Adult. To książka, która absolutnie zasługuje na przeczytanie i to nie tylko przez nastolatków, ale też przez ich rodziców i pedagogów. Z całego serca polecam!
PS: Przyznam, że fabuła tej książki, fragmentami przywodziła mi na myśl "Baśniarza", ale tylko fragmentami i to tymi najlepszymi (bo jak wiecie na "Baśniarzu" trochę się zawiodłam...). Jednak gdyby "Baśniarz" miał w sobie chociaż w połowie to, co ma "Zabłądziłam" - o żadnym zawodzie nie byłoby mowy! Także polecam ją również fanom "Baśniarza" - gwarantuję, że się spodoba.
PS: Recenzja wyszła trochę emocjonalnie chaotyczna, ale płynie prosto z serca. Naprawdę ciężko się opisuje książki, które dotykają tak głęboko...
Może ten opis nie wyszedł tak jakbym chciała. Może nie zobrazował w pełni tego, co tak naprawdę kryje się wewnątrz tej historii, ale nie chciałam zabrać Wam przyjemności z jej odkrywania. Ze scalania faktów ukrytych gdzieś między pomiędzy akapitami... Pomyślicie sobie pewnie, że to kolejna książka o rozterkach nastolatków, że jest płytka, taka banalna i że nic sobą nie wnosi - och jak bardzo się mylicie! To zupełnie nie jest tak - uwierzcie mi na słowo - dawno nie miałam w ręku książki z tak zaskakująco prawdziwymi opisami przeżyć i rozterek młodych ludzi. Kiedyś wiele bym dała za taką powieść... Za taki sposób kreślenia wewnętrznych obaw i duszących myśli; problemów wieku dojrzewania. Po tej lekturze czuję się jakby przejechał mnie ogromny emocjonalny walec... ale jestem również pewna, że gdybym czytała ją w wieku lat kilkunastu - odebrałabym ją znacznie, znacznie mocniej i nawet możliwe, że płakałabym przez większość rozdziałów.
"Zabłądziłam" to naprawdę piękna, zapierająca dech w piersiach opowieść o nadziei, prawdziwej miłości i uczeniu się siebie. I odniosę się teraz do tego, co możemy przeczytać na jednym z jej wewnętrznych skrzydełek: "To nie jest powieść, to jest jak zeszyt zostawiony po kimś" - i tak właśnie jest. Tak dokładnie jest. Główną narratorką jest Maja, to z jej punktu widzenia widzimy wszystkie wydarzenia. To jej rozterki przeżywamy i razem z nią podejmujemy decyzje. To z nią przechodzimy przez ten cały bolesny proces przez który przejść musi...
Nie mogę oddychać. Boję się napisać zbyt dużo. Boję się, że znowu coś zepsuję, albo on mnie źle zrozumie, że się pogubimy, zanim zdążymy się naprawdę znaleźć. [s. 310]
Całą książkę charakteryzuje dość prosty styl i krótkie zdania - nie przepadam za taką formą wypowiedzi, ale uwierzcie mi - "Zabłądziłam" w takiej wersji - jest dokładnie takie, jakie powinno być. To przede wszystkim mądra książka, która swoją wymową i tą niezwykle poruszającą historią, stawia ważne pytania dotyczące prawdziwych problemów, z jakimi na co dzień spotyka się większość współczesnych nastolatków. Wielkie dramaty, niełatwe nadzieje i nadmiar lęku, a także pierwsze wzajemne fascynacje i piękne chwile stanowią idealne tło naszego rodzimego Young/New Adult. To książka, która absolutnie zasługuje na przeczytanie i to nie tylko przez nastolatków, ale też przez ich rodziców i pedagogów. Z całego serca polecam!
PS: Przyznam, że fabuła tej książki, fragmentami przywodziła mi na myśl "Baśniarza", ale tylko fragmentami i to tymi najlepszymi (bo jak wiecie na "Baśniarzu" trochę się zawiodłam...). Jednak gdyby "Baśniarz" miał w sobie chociaż w połowie to, co ma "Zabłądziłam" - o żadnym zawodzie nie byłoby mowy! Także polecam ją również fanom "Baśniarza" - gwarantuję, że się spodoba.
PS: Recenzja wyszła trochę emocjonalnie chaotyczna, ale płynie prosto z serca. Naprawdę ciężko się opisuje książki, które dotykają tak głęboko...
_________________________________________________________________________
Agnieszka Olejnik, Zabłądziłam, stron 312, Wydawnictwo Literackie, 2014
Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękuję Wydawnictwu Literackiemu
Wyzwania:
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu: +2,6 cm
Klucznik: +
Pod hasłem: kropka
Czytamy powieści obyczajowe
Europa da się lubić